13 kwietnia. Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej

Gdy ginie jeden człowiek, cierpienie dotyka rodziny i przyjaciół, gdy ginie więcej osób, cierpienie rozprzestrzenia się na społeczność. Gdy giną tysiące, cierpienie przenika naród, pozostawiając ranę na jego sercu. Ranę tym głębszą, że w przypadku zamordowanych w Katyniu mamy do czynienia z zaplanowaną zbrodnią dokonaną na jeńcach wojennych, którzy stanowili ważne ogniwo rozwoju i obrony narodu. W Katyniu zamordowano około 22 tys. ludzi – wybitnych dowódców i strategów, policjantów, urzędników, uczonych, profesorów wyższych uczelni, artystów, lekarzy, nauczycieli, prawników.
Miejsce, sposób, w jaki ich uśmiercono, i groby miały pozostać nieznane. Pewnie tak by się stało, gdyby nie to, że drugi wróg Polski z czasu II wojny światowej - Niemcy, wkroczył na nieludzką ziemię i pokazał światu zbrodnię, chociaż za jego plecami dymiły krematoria obozów koncentracyjnych, w których także uśmiercano wybitnych przedstawicieli polskiego narodu.
Zginęli dlatego, że byli Polakami, nie przypadkowymi; wybrano ich dlatego, że w przyszłości mogli zagrozić planowanej sowietyzacji Polski. Sowieci liczyli na to, że mordując tych ludzi, będzie mogła potem łatwiej zarządzać siłą wcielonymi do ZSRR terenami Polski. Z tego samego powodu na stepy Kazachstanu i na Syberię trafiły dziesiątki tysięcy obywateli polskich, z których ogromna część to rodziny zamordowanych w Katyniu.
Jest straszliwą rzeczą nie móc pochować ukochanych osób, jeszcze straszliwszą nie móc wyrazić bólu i cierpienia po ich stracie. Jest straszne, gdy cały naród nie może wypowiedzieć prawdy o swoich pomordowanych synach. Tak było w powojennej historii Polski do lat 90. ubiegłego wieku, kiedy Rosja po raz pierwszy po 50 latach, 13 kwietnia 1990 r. przyznała, że Moskwa odpowiada za przygotowanie i przeprowadzenie tego ludobójstwa. W roku 2000, w 60. rocznicę Zbrodni Katyńskiej, w Charkowie, Katyniu i Miednoje zostały otwarte polskie cmentarze.

fot. Kancelaria Sejmu - wizerunek Madonny Katyńskiej Anny Danuty Staszewskiej